Trasa dość łatwa, wszystkie drogi mają nawierzchnię asfaltową. Ruch na szosie niewielki, więc i można bezpiecznie jechać. Między miejscowościami Skrzeszew i Kożuchówek nawierzchnia łatana i trochę nierówna. W Paprotni warto zajrzeć do zabytkowego, drewnianego kościoła. Poza tym ciekawy kościół warty zobaczenia jest we wsi Wyrozęby Podawce. Oczywiście przejeżdżając przez miejscowość Patrykozy trzeba zajrzeć do zabytkowego pałacyku z XIX wieku.
Pogoda nie najlepsza, prognozy przewidują możliwość niewielkich opadów deszczu, ale warto spróbować pokonać kilkadziesiąt kilometrów chociażby dla treningu. Trasa nie wymagająca wielkiego wysiłku, wiodąca drogami praktycznie bocznymi o dobrej asfaltowej nawierzchni. Do ciekawostek tego wyjazdu można zaliczyć możliwość zobaczenia dworku ziemiańskiego z początku XX wieku we wsi Krynica koło Suchożebr. Dworek jest odnowiony i zadbany. Jest obecnie własnością prywatną, ale z zewnątrz warto go obejrzeć Przed dworkiem kolumna maryjna z początku XX wieku. Mimo, że ogólnie trasa wiedzie drogami o dobrej asfaltowej nawierzchni to jednak kawałek musimy przejechać drogą o nawierzchni żwirowej. Ale nawierzchnia jest w dobrym stanie twarda i rowerem trekkingowym, a już "góralem" na pewno da się swobodnie przejechać. Odcinek żwirowy prowadzi ze wsi Stany Duże do Podnieśna. W Mokobodach warto zobaczyć zabytkowy kościół, budowany według wzoru Bazyliki św. Pawła w Rzymie.
Rajd został zorganizowany przez Stowarzyszenie Nasze Iganie. Trasa rajdu wiodła przez Iganie Nowe, Iganie Stare, Kolonię Żelków, Teodorów, Gołąbek do Domanic. W lesie między Domanicami a wsią Czachy znajduje się kapliczka kłodowa z niewielka rzeźba Jezusa Frasobliwego. kapliczka postawiona w miejscu i na pamiątkę bitwy pod Domanicami, która miała miejsce w dniu 10 kwietnia 1831 roku w czasie Powstania Listopadowego. W tym miejscu uczestnicy złożyli kwiaty. Później w czasie odpoczynku uczestnicy zapoznani zostali z przebiegiem bitwy pod Domanicami.
Ostatni szósty
etap prowadzi z miejscowości Tartak do wsi Błaskowizna nad Jeziorem Hańcza.
Odcinek stosunkowo krótki, ale przy planowaniu trasy brałem pod uwagę
ukształtowanie terenu i jakość dróg po jakim trzeba było jechać.
Początkowo jechało
się bardzo dobrze. Droga asfaltowa tuż za wsią Piertanie przeszła w gruntową.
Mimo to jechało się bardzo dobrze, bo droga była twarda i ubita. Poranny chłód
dodawał świeżości. Kawałki drogi były również żwirowe, ale nie rozjechane przez
maszyny rolnicze. Do Kaletnik jechało się całkiem dobrze, okalające drogę lasy
należące do Wigierskiego Parku Narodowego dawały ciszę i spokój. Jazda rowerem
w takich warunkach jest bardzo przyjemna.
Od Kaletnik do
Leszczewa teren stał się pagórkowaty. Pagórki utrudniały jazdę, podjazdy miały
nachylenie nawet 6 – 8 %. Podjazdy nie były może zbyt długie, ale występowały
jeden za drugim. Taka jazda z góry na dół i znowu pod górę jest wyczerpująca,
tym bardziej ze jak wiadomo jechałem z całym bagażem. Całe szczęście, że nawierzchnia
dróg była dobra, bo asfaltowa. Ale obok wysiłku, były ciekawe widoki.
Ukształtowanie terenu powodowało, że było na co popatrzeć.
W Leszczewie
jest bardzo duży ośrodek sportowy, jest tam również wyciąg narciarski. Poza tym
cały kompleks budynków hotelowych i sportowych. Można tam korzystać praktycznie
z każdej formy aktywnego wypoczynku.
W Jeleniewie
zrobiłem przystanek, w czasie którego zwiedziłem zabytkowy kościół znajdujący
się w centrum wsi.
Dale z
Jeleniewa pojechałem drogą krajową nr 655. Było tu trochę więcej pojazdów, ale
za to droga nie przebiega przez pagórki. Była bardziej płaska, więc mogłem
troszkę wypocząć.
Po
przejechaniu około 5 km zjechałem na boczną drogę w kierunku miejscowości
Udziejek. Pagórki, zjazdy i wjazdy znowu się zaczęły. Za wsią Udziejek droga
asfaltowa zmieniła się na szlak żwirowy, ale pagórków nie ubyło. Temperatura
powietrza była co raz wyższa, słońce grzało, wiec jazda stawała się
trudniejsza. Oczywiście nawierzchnia drogi powodowała, że w kilku miejscach
musiałem zejść z roweru , bo nie dało się jechać. Nawierzchnia żwirowa, była tu
w wielu miejscach rozjechana, podjazdy po 6 %, więc nie było lekko.
Ale atrakcji
terenowych było jeszcze więcej, ale to już bardziej przyjemnych, bowiem mogłem
zobaczyć jedno z większych wzniesień w tym miejscu, Górę Cisową (256 m npm).
Ciekawa góra której połowa szczytu jest zarośnięta drzewami, a połowa nie.
Nazywana jest „Suwalską Fudżijamą”.
Około 1,5
kilometra przed wsią Błaskowizna przejeżdżałem obok Głazowiska Łopuchowskiego. Jest
to dość spore zbiorowisko kamieni o różnych rozmiarach, Pośród nich były głazy
dość dużych rozmiarów. Rezerwat stanowi 7 wałów moren czołowych, ułożonych
amfiteatralnie, począwszy od jeziora Hańcza i stopniowo obniżających się w
kierunku zagłębienia Szeszupy (od 260 m n.p.m. do 215 m n.p.m.). Pagórki te są
formami akumulacji lodowcowej zbudowanymi z piasków, żwirów, gliny i głazów. Na
zboczach znajdują się nagromadzenia głazów narzutowych (przeważnie
granitowych). Pomiędzy pagórkami znajdują się owalne zagłębienia wypełnione
torfami. W 1988 r. na czwartym i piątym fragmencie z kolei, licząc od jez.
Hańcza, utworzono rezerwat geologiczny "Głazowisko Łopuchowskie" o
pow. 16 ha.
W miejscowości
Błaskowizna zaplanowany był nocleg i zakończenie rajdu. Zajechałem na kwaterę i
zostawiłem sakwy. Już bez nich pojechałem do miejscowości Przerośl. Tam w
miejscowym kościele w bocznym ołtarzu znajduje się figurka św. Jana Nepomucena.
Będąc tak blisko musiałem skorzystać z okazji i pojechać tam. Podobno jest tam
jeszcze jedna chyba troszkę starsza figurka, ale ksiądz, który mnie oprowadzał,
powiedział, że figurka jest obecnie w renowacji.
Ten etap jest
planowany jako najkrótszy w całym rajdzie. Tak wyszło w planowaniu, ale to dobrze.
Bo po kilku dniach jazdy potrzebny jest etap spokojniejszy, wolniejszy,
krótszy, po prostu wypoczynkowy. Chociaż takie były plany, to w rzeczywistości
wyszło tylko to, że jest etap krótszy.
Na początek ze
wsi Gruszki wyjazd wspaniałą asfaltową drogą. W godzinach rannych czuć było
świeżość powietrza, leśnego powietrza. Droga ta doprowadziła mnie do
Mikaszówki.
W Mikaszówce
warto zobaczyć drewniany kościół z początku XX wieku. Wystrój kościoła jest
typowy dla terenów na których się znajduje. Bowiem wewnątrz kościoła znajdują
się liczne poroża jeleni i łosi. Poza tym w Mikaszówce jest kolejna śluza na
Kanale Augustowskim. Śluza budowana była w roku 1828, budował ją por.
inżynierów Korczakowski. Tu różnica wysokości wody wynosi maksymalnie 2,7
metra.
Kanał
Augustowski należy do najcenniejszych zabytków polskiej kultury technicznej z
okresu pierwszej połowy XIX wieku. Kanał ten łączy dopływ Narwi i Biebrzy z
Niemnem. Na kanale zbudowanych jest 18 śluz, w tym na terenie Polski jest 14,
na Białorusi 3, a jedna jest na samej granicy. Łączna długość kanału wynosi 101
kilometrów.
Tuż za mostem
na śluzie szlak znowu zaczyna biegnąć przez las. Ale tym razem znowu Szlak
Bociani pokrywa się ze szlakiem Green Velo. Od Mikaszówki droga leśna jest
drogą gruntową. Na początku droga jest dość wilgotna, więc jej nawierzchnia
jest zwarta, co powoduje, że jedzie się całkiem dobrze. Jednak miejscami, gdzie
las stale się trochę rzadszy lub droga wiedzie przez jakąś polankę to słońce
wysusza piasek i staje się on sypki, a więc ciężki do przejechania. Im dalej od
Mikaszówki tym można powiedzieć, że jest gorzej. Wyrównywanie drogi pługami i
postawienie znaków, a tych jest faktycznie dużo, nie oznacza, że szlak jest
przejezdny w łatwy sposób.
Po pokonaniu
około 6 kilometrów w wiosce Dworczysko przejeżdżamy prze most na rzece czarna
Hańcza. Miejsce jest urocze. Trzeba się tu zatrzymać i popatrzeć na spokojnie
płynącą rzekę, na jej zakola.
Po 14
kilometrach jazdy od Mikaszówki docieramy do miejscowości Frącki. Tu szlak,
droga krzyżuje się z droga krajową nr 16 biegnąca z Augustowa do granicy z
Litwą. Ruch na tej drodze jest duży, więc trzeba uważać na przejeżdżające
samochody.
Drogę nr 16
przecinamy i ładną asfaltówką jedziemy dalej. Wokół lasy, niewielkie wioski,
pola z uprawami tytoniu. Tutaj chyba są większe uprawy tej rośliny, bo
widziałem stojące na podwórzach siedlisk maszyny do zbierania tytoniu.
Przy jednej z
upraw zatrzymałem się, aby popatrzeć jak tytoń jest zbierany. W tym miejscu
zbieranie odbywało się ręcznie. Sama roślina ma wysokość około 180 – 190 cm.
Jest to dość gruby trzon z którego wyrastają pokaźne liście. Na szczycie
widoczne były całkiem ładne, delikatne kwiatki o zabarwieniu biało-różowym.
Roślina jest sadzona przez maszynę, więc rośnie w równych rzędach. Tytoń
właśnie się sadzi nie sieje. Sadzonki są hodowane przez zimę i na wiosnę
maszyny sadzonki umieszczają w ziemi. Zerwane liście prasowane są w taką
metalową ramkę z kolcami, a następnie przewożone do suszarni, gdzie przy pomocy
pary suszone. Po wysuszeniu, w zakładach tytoniowych poddawany jest dalszej
obróbce i ulepszaniu. Generalnie nie czuć było specyficznego zapachu, pojawia
się on dopiero po wysuszeniu. Poza tym w czasie produkcji papierosów do tytoniu
dodawane są substancje zapachowe. Oczywiście jest wiele gatunków tytoniu, ale
to dla przeciętnego obserwatora jest już wyższa szkoła jazdy.
W miejscowości
Gulbin, opuściłem szlak Green Velo i ruszyłem przerost na rzece Czerna Hańcza Podlaskim
Szlakiem Bocianim. Droga wiodła przez las ale była ubita, dość twarda, tak więc
o wiele lepiej się jechało niż na żwirowych odcinka będących wcześniej. Poza
tym był to dość gęsty las, więc dawał dużo cienia. Jechał się więc bardzo
dobrze. Poza tym czuło się sporo wilgoci z powodu bliskości wód jeziora Wigry.
Dalej to już
był Czerwony Folwark, a następnie miejscowość Wigry.
W dawnej bazie
rybackiej warta obejrzenia wystawa „Historia i tradycja rybołówstwa nad
Wigrami”. Bardzo miło się rozmawiało z Panem, który pracował w tym muzeum.
Do ciekawych
rzeczy należy zaliczyć to, że obok budynku w którym jest wystawa znajduje się
Punkt Naprawy Rowerów. Jest to stacja, stojak gdzie znajdują się podstawowe
narzędzia do naprawienia roweru, klucze, śrubokręty, stojak na rower, pompka.
Fajna rzecz i na pewno potrzebna. Szkoda, że takich miejsc na szlaku jest mało,
a raczej praktycznie nie ma.
W Wigrach, na
cyplu wychodzącym w głąb jeziora, na wzniesieniu znajduje się kościół i obiekty
poklasztorne kamedułów. Pokamedulski zespól klasztorny pochodzi z początku
osiemnastego wieku.
W Wigrach
byłem pierwszego dnia września i okazało się, że tu już sezon turystyczny się
skończył. Praktycznie wszystko jest pozamykane, nie ma już turystów, nawet są
problemy, aby się posilić.
Mój pobyt w
Wigrach był dość krótki, dale droga wiodła w kierunku Starego Folwarku. W tej
miejscowości jest Muzeum Wigier. Warto tam zajrzeć, są tam ciekawe zbiory.
Muzeum mieści się w dawnym budynku stacji meteorologicznej.
Na północ od
Starego Folwarku, po przeciwnej stronie drogi łączącej Suwałki z Sejnami jest
niewielka wioska o nazwie Tartak. Tu wyznaczony został koniec dzisiejszej
prawie 50 kilometrowej trasy. Chwilami było dość ciężko, ale las i spokój wokół
panujący, a poza tym wspaniała pogoda sprawiły, że ten etap okazał się całkiem
fajny. Poza rodzajem dróg nie było jakiś wzniesień, więc te uciążliwości dało
się przetrwać. Jest oczywiste, że drogi przez puszczę, obszary chronione nie
mogą być asfaltowymi arteriami, ale do jazy przeciętnym rowerem powinna być
przystosowana odpowiednio nawierzchnia. Przecież tam według zamierzeń maja się
poruszać turyści przemierzający szlaki w
sposób jednodniowy lub w ramach wielodniowych rajdów. A jazda z bagażami,
których ciężar dochodzi do 15 – 17 kilogramów po takich drogach nie jest łatwa
i przyjemna. Czasami nawet niemożliwa.